Okres fundacji benedyktynów w Polsce rozpoczyna się w X w., a trwa aż do końca XIII w. Za panowania Chrobrego funkcjonowały już pierwsze klasztory. Stara tradycja, której w całości odrzucić nie można, przemawia za Poznaniem, Międzyrzeczem, Łęczycą, nie wykluczona jest obecność benedyktynów na Wawelu w Krakowie. Być może jeszcze wcześniejszą metrykę, sięgającą przed 1000 r. ma opactwo św. Marcina na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu. Nadto w odosobnieniu działali pustelnicy, jak np. Andrzej Świerad.

Druga fala benedyktynów napłynęła do Polski po 1039 r. za czasów Kazimierza Odnowiciela i Bolesława Szczodrego. W dziedzinie kościelnej dobroczynnym był wpływ królowej Rychezy, matki Kazimierza Odnowiciela. Pozostała ona w swej ojczyźnie, gdzie arcybiskupem kolońskim był jej brat Herman.

Po śmierci Kazimierza, reorganizację Kościoła kontynuował energicznie jego syn, król Bolesław Szczodry. On to odbudował Gniezno, a działając wspólnie z legatami papieskimi wskrzesił metropolię i utworzył nowe biskupstwa. Ówczesne klasztory pozwalają odgadnąć program, który polegał na wzmocnieniu każdego biskupstwa opactwem benedyktyńskim. Opodal Gniezna stanęło więc opactwo mogileńskie, opodal Poznania — lubińskie, obok Krakowa — tynieckie. Wolno przypuszczać, że królewskie nadania wyznaczały zarazem tereny duszpasterskie, a nawet misyjne. W każdym razie sukcesem było to, że nad brzegami Wisły stanęły trzy opactwa: Tyniec, Sieciechów i Płock. Najpewniejsze są początki opactwa lubińskiego, które wywodziło się z Leodium. Mogileńscy mnisi — jak wolno sądzić — przyszli z Niederaltaich. Początki Tyńca nastręczają wiele trudności. Opactwo to — być może — fundator zasiedlił przybyszami z Brauweiler, Siegburga, Luneburga, Trewiru.

Dalsza fala fundacji ma na ogół odmienny charakter. Kilka ośrodków powstało dzięki zewnętrznej pomocy: na Pomorzu Słupia i prepozytura św. Jakuba w Szczecinie, wreszcie na Śląsku. Za sprawą miejscowych Piastów, czescy benedyktyni z Opatowie założyli kolonie w Krzeszowie i na Legnickim Polu. Jednak przeważa wysiłek wewnętrzny. W XIII w. Tyniec ma już prepozytury w Kościelnej Wsi koło Kalisza, w Staniątkach i opactwo w Orłowej na Śląsku Cieszyńskim.

Interesuje wygląd i rozkład pomieszczeń w opactwach owej epoki. Klasztor wziął nazwę z łaciny: św. Benedykt wspomniał „claustra monasterii”, co oznacza zamknięcie, a więc opasanie murami. Mury te miewały charakter obronny. Do wnętrza wiodło wejście zwane tradycyjnie furtą. Zabudowania układały się w prostokąt dokoła krużganku, który stanowił charakterystyczne ogniwo łączące całość. Kościół budowano tak, że ołtarz zwracał się w kierunku wschodnim. Zakonnicy mieli dostęp do wnętrza przez drzwi na bocznej ścianie. Zachował się bardzo archaiczny opis ołtarza na Świętym Krzyżu, dla liturgicznych celów zbudowano także krypty w Mogilnie. Procesje wychodziły do krużganków i na zewnątrz kościoła, nie robiono jednak miejsca dla laikatu, który miał swe nabożeństwa w specjalnym kościele na zewnątrz klasztoru.

Wzdłuż ramion krużganka mieściły się po stronie wschodniej zakrystia z biblioteką, dalej kapitularz na wspólne obrady i modlitwy za zmarłych, których tam pogrzebano. Wzdłuż ściany przeciwległej do kościoła zwyczaj kazał urządzać refektarz, obok kuchnię, a w górnej kondygnacji sypialnie. Po zachodniej wreszcie sytuowano furtę i celę furtiana oraz magazyny.

O mieszkańcach klasztoru tego wczesnego okresu wspomniały tylko wzmianki lubińskie, a mianowicie tamtejsza Księga bracka. Klasztor ten liczył 8 kapłanów, 3 diakonów, 9 subdiakonów i 12 braci-konwersów — razem 34 osoby. Imiona opata i mnichów przekonują, że przeważnie byli to Polacy. Zwarta grupa konwersów reprezentowała pracę fizyczną, a też administrację włości. Podobny skład osobowy miały także inne opactwa.

Zgodnie z przepisami Regułyzgromadzenie brało współudział w rządach. W dokumentach wymieniać należało imiona starszyzny klasztornej. Jeden z dokumentów lubińskich, w 1257 r., wymienia na liście świadków imiona 15 członków konwentu.

Brakuje podstaw do rekonstrukcji obrazu życia w ówczesnych klasztorach. Wiele czasu zajmował zarząd włości, nieraz bardzo odległych. Prace przenikały się wzajemnie z liturgią, która całemu życia nadawała charakter religijny. Sama liturgia zostawiła więcej świadectw w postaci kościołów i ich urządzenia. Obraz uzupełniają pamiątki, jako to Sakramentarz tyniecki, pastorały, pieczęcie, naczynia, obchody roku kościelnego.

Wprawdzie tytuł i godność opacka mają starożytną tradycję św. Benedykt jednak nadał im specjalne znaczenie. Opat w klasztorze jest reprezentantem Boga. Przysługuje mu właściwie pełnia władzy, którą zasadniczo pełni dożywotni chociaż zdarzały się wcześniejsze rezygnacje. Wolność wyboru postulowały bulle papieskie, ale w rzeczywistości ograniczały go lokalne prawa i zwyczaje. Rządy opata inaugurowała inwestytura, której znakiem było wręczenie pastorału. Z tą chwilą opat otrzymywał władzę w swoim klasztorze i włości. Podział Polski w 1138 r. osłabił władzę książęcą, ułatwiając usamodzielnienie się dygnitarzy kościelnych, zwłaszcza w Małopolsce, toteż wiele zależało od indywidualności opatów. Stali oni na wysokim szczeblu w hierarchii społecznej, brali udział w polityce i reprezentowali znaczny potencjał finansowy.

Usamodzielnienie się opatów miało podwójne konsekwencje. Tłumaczy więc ono zerwanie więzi z macierzą tak dalece, że żadne z polskich opactw nie pamiętało swego pochodzenia. W takich warunkach w Tyńcu i gdzie indziej rozwinęła się legenda kluniacka, a na Świętym Krzyżu węgierska, względnie kasyneńska. Skąpe wzmianki dotyczą porozumienia między opatami. Pod wpływem Soboru Laterańskiego IV (1215 r.) wystąpili oni wspólnie podejmując proces w obronie opactwa na Ołbinie. Przewodniczył wówczas opat Lutfryd z Tyńca. Epizod dał podstawę do przypisywania Tyńcowi pierwszeństwa, w przyszłości tytułu nawet arcyopactwa. Ściślejsze związki zachodziły pomiędzy mniejszymi klasztorami a macierzą. Tyniec w XIII w. miał 3 dependencje (domy zależne). Mogilnu podlegały prepozytury w Kołobrzegu i w Dąbiu (ad Quercum) koło Gdańska, Lubin zyskał fundację w Jeżowie. Zostały też ustalone prawa: odnośnie do Orłowej opat tyniecki miał władzę wyznaczania względnie zatwierdzania opata, wizytacji, karania wykroczeń. Obowiązywało to także w późniejszych okresach. Z czasem, gdy przybyły dalsze fundacje, mówiono o własnej prowincji, co za tym idzie, o arcyopactwie.

Wszelkie obliczenia, chociażby szacunkowe, dla tak wczesnego okresu zawodzą. Przyjmuje się około 40 placówek benedyktyńskich na obszarze Polski, w tym 8 opactw. Trudności nastręcza brak źródeł pisanych, gdyż nawet wielkie fundacje dokonywały się bez dokumentów.

Jednocześnie benedyktyni tracili swe klasztory na rzecz konkurujących z nimi młodych zakonów, norbertanów i cystersów, którzy doskonale zorganizowani, wykazali więcej energii w zdobywaniu terenu. Ubyło wspaniałe opactwo ołbińskie, fundacja Piotra Włostowica. Pomimo obrony jednoczącej siły benedyktyńskie, przeszło ono w ręce norbertanów. Cystersi przejęli Lubiąż, Krzeszów na Śląsku, Słupię, a w pewnym momencie chyliło się ku nim opactwo mogileńskie. Fundacja Orłowej oznaczała utratę placówki cieszyńskiej, którą objęli dominikanie.

Przy tej sposobności wysuwa się kwestia praw opackich wobec księcia (króla) — fundatora i jego spadkobierców, wreszcie wobec miejscowego biskupa. Początkowo tylko władca mógł ufundować klasztor. W następnych stuleciach pojawiają się już fundacje możnowładców: Piotra Włostowica (Ołbiń), Staniątki ufundowali Gryfici. Niekiedy dochodziło do łączenia sił: książęco – możnowładcze fundacje to Święty Krzyż i Sieciechów. Obowiązujący zwyczaj jako prawo pozostawił fundatorowi i jego spadkobiercom prawo patronatu. Mogli oni wywierać wpływ na losy klasztoru, a nawet nim dysponować. Pozytywną stroną zagadnienia było to, że fundator łożył na inwestycje budowlane i potrzeby materialne zgromadzenia.

Benedyktyni polscy, jakkolwiek autonomiczni, zależeli od miejscowych biskupów, których stanowisko umacniało się coraz bardziej. Zależność tę przewidywał św. Benedykt. Przywilej tzw. egzempcji Tyniec zyskał dopiero w XVII w.

Te trudne warunki egzystencji sprawiły, że polskie klasztory średniowieczne nie wykazują się tak bogatą tradycją i dorobkiem kulturalnym, jak się tego można było spodziewać.